Kiedy
już przestały mu się trząść nogi, a różdżka Pottera przyniosła mu ukojenie, Draco
poszedł do skrzydła szpitalnego poradzić się pani Pomfrey. W końcu znalazł się
w całkiem nowej sytuacji i musiał się czegoś dowiedzieć o tym jakże nietypowym
dla faceta stanie.
Sytuacja
była w końcu poważna. Z Harrym na pewno nie mógł się nudzić. Było im razem
cudownie. Draco uwielbiał się mu oddawać cały. Co prawda czasami Potter
zagalopowywał się, zadając mu ból, ale Malfoy przyjmował to z radością. Za to,
co robił w swoim poprzednim życiu, to i tak była niewystarczająca kara, a
zresztą przyjemność w końcu nadchodziła, i to o wiele większa. Chłopak miał
znacznie o wiele więcej fantazji i Draco wierzył, że jeszcze niejednym da się
zaskoczyć. Przez parę ostatnich nocy nawet zdarzało się, że Harry dawał mu
klapsa, krzycząc “Niegrzeczny chłopiec!” Dracona niesamowicie to kręciło. I
teraz to wszystko miałoby się skończyć? Niee…
Gdy
w skrzydle szpitalnym powiedział, co mu jest, pielęgniarka przeżyła szok.
Myślała, że Draco robi sobie z niej jaja, lecz potem spojrzała mu w oczy i po
spojrzeniu Malfoya poznała, że mówi prawdę. Obadała go więc dokładnie i
dogłębnie, po czym wygłosiła swoją diagnozę, a wtedy to Draco doznał szoku.
- Jak to? Znaczy, że nie jestem w
ciąży? – oczy niemal wyszły mu na wierzch. – Ale przecież to wszystko…
- Wypił pan eliksir Pseudoprego –
wyjaśniła pani Pomfrey.
- Pseudoprego? – zdziwił się
Draco. – Nigdy nie słyszałem.
Uzdrowicielka
spojrzała nań zafrasowana.
- To mikstura wywołująca objawy
ciąży - powiedziała. – Niezbyt dobrze się kojarzy, bo był, o ile wiem, używany
do kompromitowania ludzi. Niejednej młodej czarownicy za jego pomocą złamano
życie, niejeden ślub odwołano za jego sprawą. Do tej pory sądziłam, że
receptura na ten eliksir zaginęła, ale widocznie ktoś wynalazł go na nowo…
Draco
opuszczał skrzydło szpitalne, nie wiedząc, czy ma się cieszyć, czy smucić. Z
jednej strony jednak nie zaszedł w ciążę, ale z drugiej strony – to, że miał
ciążowe objawy, oznaczało, że ktoś mu coś wsypał do picia. Kto?
Możliwości
było niewiele. Na wieczornej uczcie Kluchonów się nie pojawił, bo akurat leżał
w łóżku, wyczerpany popołudniowymi igraszkami z Harrym. A obiad? Z kim siedział
przy obiedzie? Z jednej strony miał Weasleya, który truł mu coś o poezji, z
drugiej – koniec stołu, ale przyczepiła się Pansy i zaczęła go bombardować
swoimi fantazjami. Oni oboje mogliby mieć swoje powody. Weasley, bo go nie
lubił, a Pansy, bo z nią to w ogóle nie dojdziesz.
Kto jeszcze
mógłby mieć motyw? Crabbe i Goyle? Nie, oni by czegoś takiego nie wymyślili…
Czyli Roniec albo Pansy. Rudzielec jednak odpada, dlatego, że Draco przez cały
posiłek miał go na oku, udając, że go słucha, bo Parkinson jednak ględziła
jeszcze gorzej. A on demonstracyjnie się od niej odwrócił… Czy wtedy mogła mu
czegoś dolać do kompotu? No pewnie, że mogła!
Postanowił,
że musi ją znaleźć, i natychmiast wybrał się na poszukiwania. Pansy była, a
jakże, na dziedzińcu. Legiędziła coś z Cho Chang i tą Kasandrą – ciekawe,
czyżby wciskała im jakiś nowy kit na jego, Dracona, temat? Podszedł bliżej i
zażądał od Parkinson rozmowy na osobności.
- Spójrz mi w oczy, Pansy –
wygarnął przez ogródek. – Pansy, spójrz mi w oczy. Co ty wykombinowałaś?
- Ja wykombinowałam? Niee… Nie wiem,
o czym ty mówisz, Draco! – zajęczała Parkinson, wyraźnie zatrwożona.
- Wczoraj przy obiedzie –
uściślił Malfoy. – Wlałaś mi coś do kompotu, prawda? Co wlałaś?!
Twarz
Pansy naciągnęła na siebie płaczliwy wyraz, który tylko przekonał Dracona, że
jego podejrzenia są uzasadnione.
- No, przyznaj się, Pansy! –
pokrzykiwał, aby tym pewniej wyciągnąć z niej informacje. – Spójrz mi w oczy!
Co za świństwo mi dolałaś?
Parkinson
wybuchnęła łzami, w dłoniach twarz swoją skryła.
- Ja nie chciałam – buczała. – Bo
ten chłopak powiedział… On powiedział, że no…
- Co znowu za chłopak? – wysyczał
Draco bezwzględnie.
- Bo ja… ja… poszłam na kawę do
pani Puddifoot… I tam był ten chłopak… Powiedział, że wyglądam na nieszczęśliwą
i dał mi ten flakon… Mówił, że afrodyzjak… A ja tak bardzo chciałam zobaczyć,
jak wy z Harrym to robicie… Błagam, Draco, nie rób mi krzywdy!
Malfoy
nie miał zamiaru robić Pansy krzywdy, chociaż z wściekłości był już gotów
chodzić po ścianach.
- Idiotko! – warknął tylko. –
Przecież to mogłaby być trucizna, nie pomyślałaś?
Pansy
spojrzała nań trwożliwie.
- Ale nic ci się nie stało? –
zapytała z lękiem.
- Stało się: jestem wkuropatwiony
jak jasny goblin. Gadaj, co to za chłopak, od którego dostałaś to paskudztwo.
- Już tam siedział, kiedy weszłam
– załkała Pansy. – W kawiarni pani Puddifoot. Trochę niższy od ciebie, puciaty,
ciemny blondyn w szarej tweedowej szacie.
- Ja mu pokażę! – zawołał Draco
ekshibicjonistycznie i pognał natychmiast do sypialni prefektów Klimpfjallu.
W dalszym
ciągu był wściekły. Jakiś obcy fąfel najwyraźniej miał zamiar zniszczyć jego
związek z Potterem… Wpadł do sypialni jak burza, nie zastając zresztą
Harry’ego. Błyskawicznie porwał swoją miotłę, wybiegł na mury Hogwartu i
wzbiiiił się w powietrze, by na ostrej korbie popędzić do Hogsmeade. Zobaczysz,
koleś, jakie są skutki, jak się natrafi na Malfoya w Alpach!
Wieczorem
Kluchoni znowu mieli ucztę. Wspólne posiedzenia przy jedzeniu, piciu i muzyce
rozgrywały się coraz częściej, choć miejsce namiętności zastąpiła na nich
stabilizacja. W chwili bieżącej tylko Blaise Zabini kotłował jakąś byłą
Ślizgonkę na skraju basenu, reszta uczniów spoczywała na arcywygodnych
poduszkach. Za Hogwartem, na rozstajach,
powiesił się Snape na jajach… - śpiewał ktoś ohydnym samczym głosem.
Hermiona opowiadała Justinowi Finch-Fletchleyowi jakieś ciekawostki z historii
Klimpfjallu, wyczytane w księgach, które ostatnio całymi dniami studiowała.
Harry
przełknął duży łyk wina, aż zakręciło mu się w głowie. Nie mógł zaprzeczać, że
się martwił. Każdy by się martwił. Przypuszczalnie nawet Hermiona nie potrafiłaby
szybko dojść do siebie, gdyby się teoretycznie dowiedziała, że jej chłopak jest
w ciąży.
A
jeżeli jednak Draco nie był? Wtedy, gdy się zgadali, kazał Harry’emu nie
myśleć, że chodzi o złapanie go na dziecko. Przecież nie istniała nawet taka
potrzeba, skoro było im ze sobą tak dobrze, od kiedy Malfoy się zmienił. Ciągle
powtarzał, że Harry świetnie całuje. Zgoda, jeżeli chodzi o całowanie w usta,
ale Potter był zdania, że Draco fenomenalnie całuje ciało. Umiał zrobić tak, że
od jednego pocałunku robiło mu się gorąco. Uff, te myśli nie dają mu spokoju…
Tymczasem
sprawa jest poważna. Chociaż niby to wszystko już sobie wyjaśnili, jednak
Drakuś gdzieś zniknął. Kasandra wspominała, że widziała, jak zaraz po lekcjach,
na zamkowym dziedzińcu, opieprzał gromko Pansy Parkinson, ale nie słuchała na
tyle, żeby powiedzieć, o co chodzi.
- Czegoś taki smutny, Harry? –
zapytał Weasley.
- Bo Malfoya wcięło – odrzekł
Potter z troską. – Martwię się o niego.
- Co ty ostatnio z tym Malfoyem?
– skrzywił się Ron. – Lepiej byś się jaką dziewczyną zainteresował.
- Dziewczyny są fajne – przyznał
Harry. – Ale Draco to jednak Draco.
Na
scenie Theo Nott z wysiłkiem, acz bez większych skutków dął w obój, a Marietta
punktowała jego wątpliwą muzykę srebrzystymi uderzeniami w triangiel. Podszedł Longbottom
w rozchełstanej szacie, na której miał znaczek z tajemniczym napisem: „Lubisz
Cycerona?”
- Pfff – odezwał się z
niezadowoleniem, kiwając głową w kierunku Notta. – Fatalnie mu idzie na tym
oboju.
- Nie mówi się „oboju”, tylko
„obojgu” – poprawiła go Hermiona. Nie bez przyczyny nazywano ją Panną
Wiem-Wszystko.
Harry
tymczasem słuchał oboju i nadal pogrążał się w niepokoju.
- Martwię się – powtarzał. – No
dajcie spokój, martwię się i tyle.
- O Malfoya chodzi? –
zainteresował się Neville. – Widziałem go jakąś godzinę temu, biegł z miotłą i
wyglądał na nieźle wkurzonego.
Pottera
na tę wieść chwyciły ołowiane kleszcze lęku.
- Może miał jakąś sprawę do
załatwienia – zauważyła Hermiona.
- Powiedziałby mi przecież –
próbował argumentować Harry. – Jeżeli zamierzał zniknąć na dłużej, na pewno by
mi powiedział. Przecież skoro mu na mnie zależy…
- Nie martw się, Harry – Granger
objęła go uspokajająco. – Draco da sobie radę. Jest sprytny, przecież to były Ślizgon
i po prostu Malfoy. A tak poza tym – gdyby stała mu się jakaś krzywda, przecież
my wszyscy, Kluchoni, zaraz byśmy się o tym dowiedzieli, tak jak w przypadku
Cho. A przecież żadne z nas nie słyszy tego kluchońskiego zewu pomocy.
Harry
poczuł się trochę uspokojony. Ale tylko trochę. Kiedy zaraz później Hermiona
poszła do sowiarni, aby sprawdzić, czy nie nadszedł jakiś ważny list, na który
czekała, Potter doznał napadu niesłychanego przerażenia, tak potężnego, że miał
ochotę wpaść pod stół i zakryć głowę ramionami. Wiedział, że Draco jest w
niebezpieczeństwie. Ale żaden z pozostałych Kluchonów nie odebrał tego sygnału…
Draco zbudził
się w bardzo złym samopoczuciu. Wokół panowała całkowita ciemność. Nie
wiedział, gdzie jest, nie mógł się ruszyć, ale nie widział żadnych więzów. Ktoś
chyba rzucił na niego Drętwotę.
Co się stało?
Poleciał wściekły do Hogsmeade i u pani Puddifoot odnalazł gościa, którego
wygląd zgadzał się z rysopisem podanym przez Pansy. Chłopak na widok różdżki Malfoya
zrobił się wyjątkowo skłonny do współpracy. Powiedział, że wstydzi się o tej
sprawie rozmawiać przy ludziach, więc poszli do zaułka… I tyle. Film się
Draconowi urwał gdzieś w tym momencie.
Leżał teraz
całkiem nieruchomy i martwił się, co tak w ogóle jest grane. Jego wzrok zaczął
rozróżniać w mroku jakieś niejasne kontury. Czy ciemność może wyglądać znajomo?
W tym przypadku właśnie wyglądała. Mimo wszystko Draco nie potrafił jej
zidentyfikować. Raczej na pewno nie był w lochach Hogwartu.
Gdzieś z boku
skrzypnęły drzwi, wpuszczając do środka lekką poświatę oraz posągowo szczupłą blondynkę w czarnej szacie. Dziewczyna stanęła
nad unieruchomionym Malfoyem, spoglądając nań z rozbawieniem.
- Cześć, Draco – powiedziała,
nonszalancko odgarniając dłonią kosmyk włosów.
- Coś ty za jedna? – zapytał
Malfoy zdenerwowany. – I gdzie ja w ogóle jestem?
- Jestem Bernie – przedstawiła
się dziewczyna. – Zawsze byłam twoją wielbicielką, ale w ostatnim czasie mnie
rozczarowałeś, mój drogi…
Tchórzofret
westchnął. Tylko tego mu jeszcze brakowało, żeby wpadł w ręce psychofanki. To
pewnie jedna z tych nawiedzonych panienek, które wysyłały mu horrendalne ilości
poczty. Jak by tu do niej zagadać, żeby go uwolniła…?
Bernie
nie sprawiała jednak wrażenia, jakby łączyły ją z Draconem wspólne tematy
konwersacji. Rozpięła natomiast jego koszulę, a w zasadzie rozerwała.
- Słyszałam, że masz chłopaka? -
uśmiechnęła się drapieżnie. – No, no, ciekawe…
Po
czym ściągnęła mu także spodnie i przeszła do rzeczy. Draco nie chciał tego,
ale z bezradnością patrzył, jak jego ciało (a przynajmniej jedna jego część)
reaguje, zupełnie wbrew niemu…
- Ciekawe – blondynka spojrzała
mu prosto w oczy, w dalszym ciągu darząc Malfoya ironiczno-pogardliwym
uśmieszkiem – co powiedziałby twój słodki, kochany Harry, gdyby widział, jak
zaraz się zeszmacisz…
Draco
płakał, kiedy Bernie Heckler, członkini Organizacji Zagranicznej
Śmierciożerców, brutalnie go ujeżdżała.