niedziela, 19 stycznia 2014

Rozdział 32


       Kiedy już przestały mu się trząść nogi, a różdżka Pottera przyniosła mu ukojenie, Draco poszedł do skrzydła szpitalnego poradzić się pani Pomfrey. W końcu znalazł się w całkiem nowej sytuacji i musiał się czegoś dowiedzieć o tym jakże nietypowym dla faceta stanie.
       Sytuacja była w końcu poważna. Z Harrym na pewno nie mógł się nudzić. Było im razem cudownie. Draco uwielbiał się mu oddawać cały. Co prawda czasami Potter zagalopowywał się, zadając mu ból, ale Malfoy przyjmował to z radością. Za to, co robił w swoim poprzednim życiu, to i tak była niewystarczająca kara, a zresztą przyjemność w końcu nadchodziła, i to o wiele większa. Chłopak miał znacznie o wiele więcej fantazji i Draco wierzył, że jeszcze niejednym da się zaskoczyć. Przez parę ostatnich nocy nawet zdarzało się, że Harry dawał mu klapsa, krzycząc “Niegrzeczny chłopiec!” Dracona niesamowicie to kręciło. I teraz to wszystko miałoby się skończyć? Niee…
       Gdy w skrzydle szpitalnym powiedział, co mu jest, pielęgniarka przeżyła szok. Myślała, że Draco robi sobie z niej jaja, lecz potem spojrzała mu w oczy i po spojrzeniu Malfoya poznała, że mówi prawdę. Obadała go więc dokładnie i dogłębnie, po czym wygłosiła swoją diagnozę, a wtedy to Draco doznał szoku.
- Jak to? Znaczy, że nie jestem w ciąży? – oczy niemal wyszły mu na wierzch. – Ale przecież to wszystko…
- Wypił pan eliksir Pseudoprego – wyjaśniła pani Pomfrey.
- Pseudoprego? – zdziwił się Draco. – Nigdy nie słyszałem.
        Uzdrowicielka spojrzała nań zafrasowana.
- To mikstura wywołująca objawy ciąży - powiedziała. – Niezbyt dobrze się kojarzy, bo był, o ile wiem, używany do kompromitowania ludzi. Niejednej młodej czarownicy za jego pomocą złamano życie, niejeden ślub odwołano za jego sprawą. Do tej pory sądziłam, że receptura na ten eliksir zaginęła, ale widocznie ktoś wynalazł go na nowo…
Draco opuszczał skrzydło szpitalne, nie wiedząc, czy ma się cieszyć, czy smucić. Z jednej strony jednak nie zaszedł w ciążę, ale z drugiej strony – to, że miał ciążowe objawy, oznaczało, że ktoś mu coś wsypał do picia. Kto?
Możliwości było niewiele. Na wieczornej uczcie Kluchonów się nie pojawił, bo akurat leżał w łóżku, wyczerpany popołudniowymi igraszkami z Harrym. A obiad? Z kim siedział przy obiedzie? Z jednej strony miał Weasleya, który truł mu coś o poezji, z drugiej – koniec stołu, ale przyczepiła się Pansy i zaczęła go bombardować swoimi fantazjami. Oni oboje mogliby mieć swoje powody. Weasley, bo go nie lubił, a Pansy, bo z nią to w ogóle nie dojdziesz.
Kto jeszcze mógłby mieć motyw? Crabbe i Goyle? Nie, oni by czegoś takiego nie wymyślili… Czyli Roniec albo Pansy. Rudzielec jednak odpada, dlatego, że Draco przez cały posiłek miał go na oku, udając, że go słucha, bo Parkinson jednak ględziła jeszcze gorzej. A on demonstracyjnie się od niej odwrócił… Czy wtedy mogła mu czegoś dolać do kompotu? No pewnie, że mogła!
      Postanowił, że musi ją znaleźć, i natychmiast wybrał się na poszukiwania. Pansy była, a jakże, na dziedzińcu. Legiędziła coś z Cho Chang i tą Kasandrą – ciekawe, czyżby wciskała im jakiś nowy kit na jego, Dracona, temat? Podszedł bliżej i zażądał od Parkinson rozmowy na osobności.
- Spójrz mi w oczy, Pansy – wygarnął przez ogródek. – Pansy, spójrz mi w oczy. Co ty wykombinowałaś?
- Ja wykombinowałam? Niee… Nie wiem, o czym ty mówisz, Draco! – zajęczała Parkinson, wyraźnie zatrwożona.
- Wczoraj przy obiedzie – uściślił Malfoy. – Wlałaś mi coś do kompotu, prawda? Co wlałaś?!
      Twarz Pansy naciągnęła na siebie płaczliwy wyraz, który tylko przekonał Dracona, że jego podejrzenia są uzasadnione.
- No, przyznaj się, Pansy! – pokrzykiwał, aby tym pewniej wyciągnąć z niej informacje. – Spójrz mi w oczy! Co za świństwo mi dolałaś?
       Parkinson wybuchnęła łzami, w dłoniach twarz swoją skryła.
- Ja nie chciałam – buczała. – Bo ten chłopak powiedział… On powiedział, że no…
- Co znowu za chłopak? – wysyczał Draco bezwzględnie.
- Bo ja… ja… poszłam na kawę do pani Puddifoot… I tam był ten chłopak… Powiedział, że wyglądam na nieszczęśliwą i dał mi ten flakon… Mówił, że afrodyzjak… A ja tak bardzo chciałam zobaczyć, jak wy z Harrym to robicie… Błagam, Draco, nie rób mi krzywdy!
     Malfoy nie miał zamiaru robić Pansy krzywdy, chociaż z wściekłości był już gotów chodzić po ścianach.
- Idiotko! – warknął tylko. – Przecież to mogłaby być trucizna, nie pomyślałaś?
      Pansy spojrzała nań trwożliwie.
- Ale nic ci się nie stało? – zapytała z lękiem.
- Stało się: jestem wkuropatwiony jak jasny goblin. Gadaj, co to za chłopak, od którego dostałaś to paskudztwo.
- Już tam siedział, kiedy weszłam – załkała Pansy. – W kawiarni pani Puddifoot. Trochę niższy od ciebie, puciaty, ciemny blondyn w szarej tweedowej szacie.
- Ja mu pokażę! – zawołał Draco ekshibicjonistycznie i pognał natychmiast do sypialni prefektów Klimpfjallu.
W dalszym ciągu był wściekły. Jakiś obcy fąfel najwyraźniej miał zamiar zniszczyć jego związek z Potterem… Wpadł do sypialni jak burza, nie zastając zresztą Harry’ego. Błyskawicznie porwał swoją miotłę, wybiegł na mury Hogwartu i wzbiiiił się w powietrze, by na ostrej korbie popędzić do Hogsmeade. Zobaczysz, koleś, jakie są skutki, jak się natrafi na Malfoya w Alpach!

Wieczorem Kluchoni znowu mieli ucztę. Wspólne posiedzenia przy jedzeniu, piciu i muzyce rozgrywały się coraz częściej, choć miejsce namiętności zastąpiła na nich stabilizacja. W chwili bieżącej tylko Blaise Zabini kotłował jakąś byłą Ślizgonkę na skraju basenu, reszta uczniów spoczywała na arcywygodnych poduszkach. Za Hogwartem, na rozstajach, powiesił się Snape na jajach… - śpiewał ktoś ohydnym samczym głosem. Hermiona opowiadała Justinowi Finch-Fletchleyowi jakieś ciekawostki z historii Klimpfjallu, wyczytane w księgach, które ostatnio całymi dniami studiowała.
         Harry przełknął duży łyk wina, aż zakręciło mu się w głowie. Nie mógł zaprzeczać, że się martwił. Każdy by się martwił. Przypuszczalnie nawet Hermiona nie potrafiłaby szybko dojść do siebie, gdyby się teoretycznie dowiedziała, że jej chłopak jest w ciąży.
        A jeżeli jednak Draco nie był? Wtedy, gdy się zgadali, kazał Harry’emu nie myśleć, że chodzi o złapanie go na dziecko. Przecież nie istniała nawet taka potrzeba, skoro było im ze sobą tak dobrze, od kiedy Malfoy się zmienił. Ciągle powtarzał, że Harry świetnie całuje. Zgoda, jeżeli chodzi o całowanie w usta, ale Potter był zdania, że Draco fenomenalnie całuje ciało. Umiał zrobić tak, że od jednego pocałunku robiło mu się gorąco. Uff, te myśli nie dają mu spokoju…
        Tymczasem sprawa jest poważna. Chociaż niby to wszystko już sobie wyjaśnili, jednak Drakuś gdzieś zniknął. Kasandra wspominała, że widziała, jak zaraz po lekcjach, na zamkowym dziedzińcu, opieprzał gromko Pansy Parkinson, ale nie słuchała na tyle, żeby powiedzieć, o co chodzi.
- Czegoś taki smutny, Harry? – zapytał Weasley.
- Bo Malfoya wcięło – odrzekł Potter z troską. – Martwię się o niego.
- Co ty ostatnio z tym Malfoyem? – skrzywił się Ron. – Lepiej byś się jaką dziewczyną zainteresował.
- Dziewczyny są fajne – przyznał Harry. – Ale Draco to jednak Draco.
       Na scenie Theo Nott z wysiłkiem, acz bez większych skutków dął w obój, a Marietta punktowała jego wątpliwą muzykę srebrzystymi uderzeniami w triangiel. Podszedł Longbottom w rozchełstanej szacie, na której miał znaczek z tajemniczym napisem: „Lubisz Cycerona?”
- Pfff – odezwał się z niezadowoleniem, kiwając głową w kierunku Notta. – Fatalnie mu idzie na tym oboju.
- Nie mówi się „oboju”, tylko „obojgu” – poprawiła go Hermiona. Nie bez przyczyny nazywano ją Panną Wiem-Wszystko.
       Harry tymczasem słuchał oboju i nadal pogrążał się w niepokoju.
- Martwię się – powtarzał. – No dajcie spokój, martwię się i tyle.
- O Malfoya chodzi? – zainteresował się Neville. – Widziałem go jakąś godzinę temu, biegł z miotłą i wyglądał na nieźle wkurzonego.
       Pottera na tę wieść chwyciły ołowiane kleszcze lęku.
- Może miał jakąś sprawę do załatwienia – zauważyła Hermiona.
- Powiedziałby mi przecież – próbował argumentować Harry. – Jeżeli zamierzał zniknąć na dłużej, na pewno by mi powiedział. Przecież skoro mu na mnie zależy…
- Nie martw się, Harry – Granger objęła go uspokajająco. – Draco da sobie radę. Jest sprytny, przecież to były Ślizgon i po prostu Malfoy. A tak poza tym – gdyby stała mu się jakaś krzywda, przecież my wszyscy, Kluchoni, zaraz byśmy się o tym dowiedzieli, tak jak w przypadku Cho. A przecież żadne z nas nie słyszy tego kluchońskiego zewu pomocy.
      Harry poczuł się trochę uspokojony. Ale tylko trochę. Kiedy zaraz później Hermiona poszła do sowiarni, aby sprawdzić, czy nie nadszedł jakiś ważny list, na który czekała, Potter doznał napadu niesłychanego przerażenia, tak potężnego, że miał ochotę wpaść pod stół i zakryć głowę ramionami. Wiedział, że Draco jest w niebezpieczeństwie. Ale żaden z pozostałych Kluchonów nie odebrał tego sygnału…

Draco zbudził się w bardzo złym samopoczuciu. Wokół panowała całkowita ciemność. Nie wiedział, gdzie jest, nie mógł się ruszyć, ale nie widział żadnych więzów. Ktoś chyba rzucił na niego Drętwotę.
Co się stało? Poleciał wściekły do Hogsmeade i u pani Puddifoot odnalazł gościa, którego wygląd zgadzał się z rysopisem podanym przez Pansy. Chłopak na widok różdżki Malfoya zrobił się wyjątkowo skłonny do współpracy. Powiedział, że wstydzi się o tej sprawie rozmawiać przy ludziach, więc poszli do zaułka… I tyle. Film się Draconowi urwał gdzieś w tym momencie.
Leżał teraz całkiem nieruchomy i martwił się, co tak w ogóle jest grane. Jego wzrok zaczął rozróżniać w mroku jakieś niejasne kontury. Czy ciemność może wyglądać znajomo? W tym przypadku właśnie wyglądała. Mimo wszystko Draco nie potrafił jej zidentyfikować. Raczej na pewno nie był w lochach Hogwartu.
Gdzieś z boku skrzypnęły drzwi, wpuszczając do środka lekką poświatę oraz posągowo szczupłą  blondynkę w czarnej szacie. Dziewczyna stanęła nad unieruchomionym Malfoyem, spoglądając nań z rozbawieniem.
- Cześć, Draco – powiedziała, nonszalancko odgarniając dłonią kosmyk włosów.
- Coś ty za jedna? – zapytał Malfoy zdenerwowany. – I gdzie ja w ogóle jestem?
- Jestem Bernie – przedstawiła się dziewczyna. – Zawsze byłam twoją wielbicielką, ale w ostatnim czasie mnie rozczarowałeś, mój drogi…
       Tchórzofret westchnął. Tylko tego mu jeszcze brakowało, żeby wpadł w ręce psychofanki. To pewnie jedna z tych nawiedzonych panienek, które wysyłały mu horrendalne ilości poczty. Jak by tu do niej zagadać, żeby go uwolniła…?
      Bernie nie sprawiała jednak wrażenia, jakby łączyły ją z Draconem wspólne tematy konwersacji. Rozpięła natomiast jego koszulę, a w zasadzie rozerwała.
- Słyszałam, że masz chłopaka? - uśmiechnęła się drapieżnie. – No, no, ciekawe…
        Po czym ściągnęła mu także spodnie i przeszła do rzeczy. Draco nie chciał tego, ale z bezradnością patrzył, jak jego ciało (a przynajmniej jedna jego część) reaguje, zupełnie wbrew niemu…
- Ciekawe – blondynka spojrzała mu prosto w oczy, w dalszym ciągu darząc Malfoya ironiczno-pogardliwym uśmieszkiem – co powiedziałby twój słodki, kochany Harry, gdyby widział, jak zaraz się zeszmacisz…
      Draco płakał, kiedy Bernie Heckler, członkini Organizacji Zagranicznej Śmierciożerców, brutalnie go ujeżdżała.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz