poniedziałek, 30 grudnia 2013

Rozdział 31


       Nastał dzień i Harry musiał przyznać, że zapowiadał się dość lekko. Przede wszystkim zajęcia miały się szybciej zakończyć. Lekcje eliksirów i zaklęć odwołano, ponieważ zarówno profesor Snape, jak i profesor de Volaille zniknęli i nikt nie wiedział, gdzie są. To znaczy Murtaza z Lombottongiem wiedzieli, ale nie powiedzieli.
      To byłaby okoliczność bardzo pozytywna, gdyby nie jeden fakt. W czasie tych lekcji, które się jednak odbyły, Draco siedział z Hermioną i w ogóle nie patrzył na Harry’ego, mimo że ten zachęcająco puszczał mu oczka. Hermiony też zresztą nie obłapiał, jeno gapił się w podłogę tuż przed swoją ławką, ewidentnie czymś zmartwiony. Na przerwach uciekał od towarzystwa, zanim Potter zdążył go o cokolwiek zagadnąć, po prostu znikał bez śladu. Tylko raz Blaise zamienił z nim kilka słów; Harry dowiedział się od niego, że na pytanie, czy wszystko w porządku, Malfoy odpowiedział: „Nie, to znaczy tak”.
      Potter szalenie się tym zaniepokoił i po lekcjach wybrał się na poszukiwania Dracona. Miał w tej chwili ochotę pogłaskać go po platynowej czuprynie i rześko przytulić do piersi. Jednak przewędrował już połowę Hogwartu, a Malfoya nigdzie nie było. Natomiast kiedy zapuścił się w zaklęte rewiry Slytherinu, pragnąc się przekonać, czy jego Smoczuś nie postanowił przypadkiem odnowić znajomości ze Ślizgonami, napadła go Pansy Parkinson.
- Cześć, Harry! – rozszczebiotała się na jego widok. – Co u ciebie? Słyszałam, że teraz ty i Draco już na pewno! No i powiedz, jak ci z nim jest?
- Lepiej, niż sobie wyobrażasz – rzucił Potter z sarkazmem.
- Bardzo się cieszę – Parkinson uśmiechnęła się. – Wiesz co, Harry? Trochę się martwię, bo Draco jest dzisiaj taki nieswój…
- Wiesz coś bliżej? – zainteresował się Harry.
       Pansy spojrzała nań zawstydzona.
- No w sumie… to nie bardzo, ale mam nadzieję, że wszystko wróci do normy.
- Pansy, spójrz mi w oczy – zażądał Potter. – Co ty kombinujesz?
- Ja? Nic nie kombinuję. Ja wam życzę jak najlepiej! I dlatego się martwię, że macie kryzys…
- A mamy? Chyba jesteś lepiej poinformowana ode mnie.
- No, nie wyglądał on najlepiej – przyznała Parkinson. – Ale czytałam gdzieś, że w takiej sytuacji trzeba wpuścić do związku trochę świeżości. Wiesz co? Mam świetny pomysł. Mogę ci pożyczyć pończochy. Draco oszaleje na twój widok!
- Draco już dawno oszalał, a ja jestem następny w kolejce – skrzywił się Potter. – Poza tym dzięki, ale na pewno nie są na mój rozmiar.
      Poszedł dalej szukać Malfoya. Wrócił do sypialni prefekta Klimpfjallu, aby sprawdzić, czy Draco i tam się nie kryje. Zajrzał do łazienki, zajrzał pod stół, za kotary, do szafy i pod łóżko. Sprawdził nawet w barku i pod poduszkami, ale Dracona tym bardziej tam nie było.
      Dopiero dużo później, kiedy odchodził już z niepokoju od zmysłów, tchórzofret wyszedł ku niemu przed salą do transmutacji. Harry złapał go i mocno przytulił.
- Czemu tak dzisiaj przede mną uciekasz? – zapytał. – Stało się coś złego?
- Tak, to znaczy nie – wykrztusił Malfoy.
- Zabiniemu powiedziałeś odwrotnie.
      Draco był roztrzęsiony, unikał wzroku Pottera.
- Jestem w trudnej sytuacji – przyznał wreszcie.
- Nie martw się – pocieszył go Harry. – Jeżeli nie możesz wrócić do rodziców, to ja cię bardzo chętnie wezmę do siebie na wakacje. Zamieszkasz w moim pokoju, będziemy razem chodzić na spacery, wieczorami będę ci śpiewał…
      I dla potwierdzenia swojego głębokiego uczucia zatonął w ustach Malfoya. Draco jednak był zmuszony wkrótce przerwać pocałunek.
- Nie, to nie o to chodzi – powiedział zaczerwieniony. – To coś poważniejszego.
- Wal śmiało – zachęcił Potter.
- No więc… Od czego by tu zacząć… Oczywiście ty, mój Harry, bardzo dobrze rozumiesz pojęcie odpowiedzialności… Jak to Gryfon, no…
- No jasne, że rozumiem, skarbie. Przejdź do rzeczy – powiedział Potter, pieszcząc Malfoya po szyi.
- Bo generalnie to jest tak, że mężczyzna powinien brać odpowiedzialność za swoje czyny – kontynuował Draco, trzymając się za brzuch.
- A kobieta to już nie?
- Tego, no… też. Ale społeczeństwo bardziej tego od mężczyzn oczekuje. Zresztą przytrafiają się czasem sytuacje specyficznie męskie…
- Owijanie w bawełnę zostaw sobie na noc, a teraz gadaj prosto i zrozumiale, w czym problem.
     Draco był cały roztrzęsiony jak galareta i rozdarty jak brzoza. Z jednej strony na skutek dotyku Harry’ego zrobiła mu się erekcja, z drugiej nie mógł się zmusić do powiedzenia Potterowi tego, co powiedzieć musiał. Przelęknął się, miał ochotę płakać.
- Wiesz, Harry – jęknął wreszcie. – Nie gniewaj się, bo ja naprawdę chcę być z tobą i nie chciałbym, żeby to się jakoś źle odbiło…
- Ale co się odbiło, na litość Merlina? – zapytał niecierpliwie Harry, rozpinając Draconowi koszulę.
         Malfoy spuścił oczy, zamilkł, frenetycznie oblizywał wargi. Jeszcze bardziej widać było, że to, co ma do powiedzenia, jest dla niego ciężkie.
- Czy zgodzisz się ze mną, że na przykład niespodziewana ciąża jest sytuacją, w której mężczyzna powinien być odpowiedzialny? – zapytał w końcu i popatrzył na Harry’ego z niepokojem.
       Potter w pierwszej chwili poczuł się jak uderzony w głowę platynowym młotkiem. A więc to tak? Już zaufał Malfoyowi, wydawało mu się, że są w stanie stworzyć atrakcyjny, udany związek, a tu nagle Draco wywinął taki numer! Stało mu się przykro i smutno.
- Czekaj no. Chcesz powiedzieć, że ty… że ty… Zrobiłeś komuś dziecko?
- Nie! – zakrzyknął Malfoy w wielkiej trwodze. – Ja przecież z nikim… No z nikim… Prócz ciebie!
- To w takim razie bądź łaskaw mi wreszcie wyjaśnić, co zaszło!
- Ja – odpowiedział Draco, trzymając dłoń na brzuchu.
       Harry, który właśnie był w trakcie namiętnego rozpinania Dracońskiego paska, początkowo nie poniał tej odpowiedzi. Po chwili jednak dotarł do niego jej sens i z wrażenia opadł na podłogę wraz ze spodniami Malfoya.
- Oż ty w jajca Merlina – wykrztusił wreszcie i spróbował się pozbierać z posadzki.
- Ale Harry… – powiedział Draco.
- Czekaj – Potter był ewidentnie oszołomiony. – Muszę o tym pomyśleć, przyzwyczaić się…
        Malfoy natychmiast pochwycił go w objęcia.
- Przecież mówiłeś… Że odpowiedzialność i w ogóle… Nie zostawisz mnie teraz, prawda? Nie zostawisz? Nie możesz tego zrobić! Błagam cię, Harry!…
      A Potter słuchał i nie dowierzał. Nie sądził, że to w ogóle możliwe, z drugiej strony zaś – od kiedy wstąpił do Szóstego Domu, w zasadzie nic nie powinno go dziwić. Draco błagał, ale gdyby stało się na odwrót i to Harry zaszedł, czy wtedy Malfoy wykazałby się odpowiedzialnością, czy uciekł jak niepyszny? Harry nie zamierzał go o to pytać, jako że Draco już w tym momencie zaczął płakać.
- Pewnie sobie w tym momencie myślisz, że chcę cię złapać na dziecko – szlochał. – Ale to nie tak. To zupełnie nie tak. Przecież kto by przewidział…
        Harry’emu zrobiło się głupio. Zaczął głaskać Malfoya po brzuchu i pieścić po plecach.
- Nie martw się, Draco – szepnął, całując go w szyję. – Będzie dobrze.
- I nie zostawisz mnie?
- Oczywiście, że nie – wyznał Potter. – Ale wiesz, dla mnie to też jest szok, muszę się przyzwyczaić do myśli o tym, że ty… A w zasadzie my…
- Obaj jesteśmy w trudnej sytuacji – przyznał Draco, obejmując jego talię. – Cieszę się, że mogę na ciebie liczyć, kochany…
        Harry zaczął całować wilgotną twarz Malfoya. Wiedział tylko tyle, że rozeznanie przyjdzie później, a na razie całe to zamieszanie trzeba zagłuszyć namiętnością…
- Kocham cię, Harry – szepnął Draco. – Zróbmy to teraz, jestem taki roztrzęsiony…
       I rzeczywiście to zrobili, nie zwracając uwagi na przechodzących uczniów, którzy także udawali, że ich wcale nie widzą.

Powoli zbliżamy się do finału… A tak poza tym - Szczęśliwego Nowego Roku! :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz