Była
już późna i ciemna noc, kiedy Hermiona szła korytarzem w stronę dormitorium,
wracając z kluchońskiej uczty. Musiała wyjść wcześniej, żeby porządnie się
wyspać, bo następnego dnia czekała ją porządna szychta w bibliotece.
Niektórzy
mówili na nią „Panna Wiem-To-Wszystko”. Wszystkiego to może nie, ale biorąc
udział w intensywnych sesjach bibliotecznych z profesor de Volaille, z
pewnością wiedziała więcej niż przeciętny uczeń Hogwartu. Zwłaszcza w kwestii
Szóstego Domu. To, że Klimpfjall nie jest po prostu miejscem, gdzie się
odbywały orgie, ale ma stanowić potężną linię obrony przed zagrożeniami
związanymi z rodem Dagoth i nie tylko, wiedzieli już prawie wszyscy Kluchoni.
Hermiona jednak wiedziała także inne rzeczy. Wiedziała o tym, że cały ten tachel
z Kapeluszem Przydziału na rozpoczęciu roku to był kamuflaż: z Tiarą było
wszystko w porządku, a chodziło o to, żeby zamaskować selekcję do Szóstego
Domu.
Wiedziała już
także, że Klimpfjall jest także domem ucieczki, stanowiącym wybawienie dla
tych, którzy próbują wyzwolić się od zła, ale sami nie mają siły. Taka właśnie
była przyczyna zaskakującej zmiany charakteru Draco Malfoya. Granger mocno
kibicowała jego związkowi z Harrym – wydawało się wręcz, że każdy z nich w
osobie drugiego odnalazł idealnego partnera. Potter jej się trochę podobał –
komu zresztą się mógł nie podobać, poza Crabbem i Goyle’em? - i dobrze
wspominała te momenty, kiedy podczas kluchońskich orgii raz czy drugi na niego
trafiła. Ale teraz, gdy średni popęd uczniów Szóstego Domu nieco opadł, bo
wielu z nich utworzyło mniej więcej stałe związki i na ucztach większość
zajmowała się przede wszystkim jedzeniem i piciem, Hermiona nie mogła
powstrzymać uśmiechu, widząc Malfoya i Harry’ego obcmokujących się na przerwie,
a czasem niemalże na lekcji.
Ale Hermiona
wiedziała również, że nie jest bezpiecznie. Zdawała sobie sprawę z zagrożenia,
jakie dla świata czarodziejów stanowią Śmierciożercy – Organizacja Zagraniczna.
Poprzedniego dnia profesor de Volaille pokazała jej niepokojący artykuł w
„Proroku Codziennym”: „Wspólna akcja aurorów i mugolskiej policji! Rozbito gang
Hun-w-Octów!” W gazecie stało, że lider gangu, znany jako Syriusz Żółty,
przyznał na przesłuchaniu, że on i jego chuligani otrzymywali wsparcie od człowieka,
którym mógł być Synchroniusz Walruss. Profesor de Volaille podejrzewała, że
akcja z rozrzucaniem ulotek propagandowych, do której doszło wkrótce po ataku
na Hogwart, była także jego dziełem.
Opiekunka
Kluchonów zaangażowała więc Hermionę do pracy wywiadowczej. Miała się zająć poszukiwaniem
i weryfikacją wszelkich możliwych danych o członkach Organizacji Zagranicznej,
żeby potem dało się spokojnie przechwytywać jednego po drugim. Hermiona
odniosła już pierwszy sukces. Za pośrednictwem Cardiusa, puszczyka do zadań
specjalnych, nawiązała kontakt korespondencyjny z Pablo Angosturą, podając się
za uczennicę pragnącą dołączyć do młodego ugrupowania śmierciożerców. Chłopak
wyraził zainteresowanie, więc Granger poszła za ciosem i teraz właśnie szła do
sowiarni, aby sprawdzić, czy Angostura przysłał już jakąś odpowiedź.
I nagle zza
rogu korytarza wylazł Severus Snape.
- Panno Granger, co pani tu robi
o tej porze? – zapytał ironicznie.
- Potrzebowałam wyjść – odrzekła
ironicznie Hermiona.
Snape
podszedł bliżej, w jego oczach zabłysło coś, co napełniło Hermionę niepokojem.
- Dziwne rzeczy się ostatnio
dzieją w szkole – powiedział rozedrganym głosem. – Bardzo dziwne.
- C… co pan ma na myśli,
profesorze? – zapytała Hermiona z przestrachem.
- Ty dobrze wiesz, co mam na
myśli, Granger. I ty mi powiesz, co mam na myśli.
- Profesorze? Czy wszystko z
panem w porządku?
Severus
stał już o krok od Hermiony, potem o pół kroku. Wyciągnął ręce i złapał
dziewczynę za biodra.
- Wszystko mi powiesz, prawda?
Pewnie, że mi wszystko powiesz. Wszyściusieńko, do ostatniego szczegółu.
- Niech pan mnie puści –
powiedziała Hermiona, czując narastającą panikę.
Tymczasem
jedna z dłoni Snape’a powędrowała w górę i zajęła się międleniem łopatki
Hermiony, a druga zsunęła się na jej kolano.
- Nie ma powodu, żeby cokolwiek
ukrywać, Granger – wyrzęził Mistrz Eliksirów. – Nie ma powodu. Ty nic przede
mną nie ukryjesz, ja też przed tobą niczego nie będę.
I
na potwierdzenie swoich słów zaczął jedną ręką rozpinać szatę, podczas gdy
druga trekkingowała po udzie Hermiony. Granger krzyknęła, ale na korytarzu
nikogo nie było.
- Panie profesorze! – Szarpnęła
się w jego ramionach. – Co pan robi? Tak nie wolno!
- Wszystko mi powiesz i nie
pożałujesz – Severus zaczął się ślinić, łapiąc Hermionę za najniższą część
pleców. – Ja muszę wiedzieć, ja nie
jestem głupi. Prawda, że nie, Granger? Może nie taki mądry i wszechwiedzący jak
ty, ale na pewno nie głupi!
Przyciągnął ją
do siebie jeszcze mocniej, a potem chwycił od dołu za kolano, zarzucając sobie
jej nogę na biodro. Hermiona próbowała go odpychać, ale był silniejszy.
- Niech pan tego nie robi –
powtarzała. – Naprawdę, niech pan tego nie robi.
Ale
Snape już nie słuchał, tylko zaczął miętosić jej biust.
- Wow, Hermiona taka Granger,
wow, pani taka sprytna, wow, sekrety takie sekretne, wow, ciało takie jędrne,
wow, piersi takie soczyste, wow, różdżka taka twarda, uszanowanko… - mamrotał
obłąkańczo pod nosem.
- Viscodigitus! – krzyknęła nagle
Hermiona. Snape próbował zjechać jedną z rąk na jej brzuch i jeszcze niżej,
lecz wtem zauważył, że nie może nic zrobić. Jego ręce przykleiły się do szaty
panny Granger. A Hermiona natychmiast przypomniała sobie zajęcia dodatkowe dla
Kluchonów z Lukrecją de Volaille.
- Zapamiętajcie raz na zawsze, że
nikt nie może was dotykać bez waszej zgody – powiedziała wówczas nauczycielka.
– Za zgodą to co innego. A już jeśli sami się dotykacie, to jest zupełnie w
porządku i nikt nie ma prawa się tego czepiać, o ile nie czynicie tego
publicznie.
I
zaraz nauczyła Kluchonów zaklęcia Viscodigitus, mającego zastosowanie w obronie
przed obleśnymi obmacywaczami. Gdy bowiem dłonie napastnika zostaną
unieruchomione, ofiara może zrzucić albo rozerwać daną część odzieży i
wyślizgnąć się molestatorowi. Co prawda zaklęcie to nie było idealne, bo na
przykład Hermiona miała na sobie dość wąską szatę z dobrego materiału, której
nie mogła ani łatwo zdjąć, ani rozpruć… Ale wystarczyło, żeby niecny Severus
został przyłapany na gorącym uczynku przez Neville’a Longbottoma i Murtazę
az-Zahriego, którzy przybiegli na pomoc, odczuwając kluchoński zew zagrożenia.
- No panie profesorze… -
Longbottom pokręcił głową. – Mam przynajmniej nadzieję, że pan to robi za
obustronną zgodą…
- Nawet gdyby tu była zgoda, to i
tak jest nie w porządku - odezwał się Murtaza. – Dlatego, że stosunek
podległości.
Zaraz
za uczniami z ciemności korytarza wychynęła Lukrecja de Volaille. Na widok
Snape’a z dłońmi na piersiach Hermiony na jej twarzy wykwitł gniew, który
szybko jednak ustąpił chłodnej determinacji.
- Widzę, profesorze, że się pan
mocno zagubił – powiedziała lodowatym tonem.
Podeszła do
Snape’a, wyciągnęła różdżkę i dała mu nią po łapach, wyswobadzając tym samym
Hermionę, która natychmiast odskoczyła i pobiegła do sowiarni.
Severus
wyglądał równie żałośnie jak spaniel zbity przez właściciela za to, że wytarzał
się w bagnie.
- Ja… tylko chciałem się
dowiedzieć – wymamrotał drżąco. – Poznać odpowiedzi…
- Zaraz się pan wszystkiego
dowie! – Lukrecja uśmiechnęła się mściwie. – A nawet jeszcze więcej!
Złapała
Snape’a za kołnierz i bez trudu zaciągnęła go w stronę najbliższych drzwi.
Zamachał bezradnie rękami, znikając w głębi pomieszczenia. Szczęknął
przekręcany klucz.
- Idziemy? – zapytał Murtaza. –
Od tej pory to raczej nie nasza sprawa.
- Aha – potwierdził Neville. W
głowie układał już czastuszkę o tym wydarzeniu, aby na następnej uczcie
zaskoczyć Weasleya. Ciekawe, co wówczas powie ten wybitny poeta Hogwartu.
Draco
Malfoy obudził się jeszcze przed świtem – niewielkie osiągnięcie zważywszy, że
był już grudzień, więc słońce wstawało później niż większość uczniów. Ale nie o
to chodzi. Nawet na tle uczniów wstających o normalnej porze, chociaż w grudniu
było jeszcze ciemno, Draco obudził się grubo wcześniej i miał po temu znaczące
powody.
Nie czuł się
dobrze. Jego żołądek sprawiał wrażenie, jakby chciał zrobić dziurę w brzuchu,
wyskoczyć na zewnątrz i uciec w siną dal. Draco podniósł się na łokciach i rozejrzał
się w poszukiwaniu Harry’ego, ale go nie zobaczył: Potter najwyraźniej pełnił
obowiązki gdzieś w zamku. Szkoda, poprzedniego wieczoru tak fajnie mu się
napierało na Dracona…
Malfoy gwałtownie
wykicnął z łóżka, aż zajęczały sprężyny, i kucgalopkiem pobiegł do łazienki.
No,
rzygło mu się. Ale właściwie dlaczego? Przecież aż tyle nie wypił. Prawdę
mówiąc, poprzedniego wieczoru w ogóle nie pił… Draco spojrzał w lustro. Sam
sobie wydał się trochę dziwny.
Zamknął
za sobą drzwi, rozebrał się i stanął przed lustrem. Cholera, brzuch miał jakby
trochę większy…
- O żeż w mordeczkę – przemówił
do swojego odbicia w lustrze.
A
potem poczuł, że uginają się pod nim nogi. Musiał usiąść na brzegu wanny,
pomyśleć i się pozbierać. Czyż trzy tygodnie temu Harry nie potraktował go w
łóżku szczególnie dobrze? Kto by pomyślał, że taki mógł być tego skutek… Fakt,
że Draco był facetem, nie miał większego znaczenia. W końcu kiedy w grę wchodzi
magia, różne rzeczy się zdarzają.
- Masz ci los – mruknął. –
Zachciało mi się przemiany w dziewczynę, no to zacząłem. Szkoda, że od dupy
strony…
Draco
wstał i założył górę od piżamy. Chciał wracać do łóżka, żeby przespać jeszcze
te dwie godziny, które mu zostały do pobudki, ale nie mógł zmrużyć oka. Cały
czas przez jego głowę przesuwały się ponure wizje. Merlinie! Co powie Harry,
jak się dowie? A może teraz go zostawi?
hahahhahahahaha <3 Draco w ciąży! tego jeszcze nie widziałam xD Czekam na kolejny! ;*
OdpowiedzUsuń