Śledztwo w sprawie mydła
słodowego ujawniło, że woźny Filch od dawna znajdował je kilka razy do roku i
oddawał Hagridowi. Ten zaś dodawał je do swojej wysokoprocentowej karmy dla kotów, którą
wytwarzał z myszy złapanych w Zakazanym Lesie. Krzywołap dostawał po nich
takiego pałera, że potrafił się za jednym podejściem wdrapać na mur Hogwartu. Co
prawda ustalenia te w dalszym ciągu nie wyjaśniały, skąd mydło tak naprawdę się
brało.
Profesor Sprout
opowiadała o tym z pewnym niedowierzaniem Alastorowi Moody’emu. Szalonooki w
podróży służbowej zatrzymał się w Hogwarcie, siedzieli więc razem nad kuflami
ziołowego grzańca.
- Wiele bym dała, żeby się dowiedzieć, z
czego oni robią to mydło – wyznała, po czym pogrążyła się w rekapitulacjach na
temat dziwnych wydarzeń, jakie ostatnio miały miejsce w szkole. Niektórzy
uczniowie zachowywali się bardziej swobodnie i wyzywająco od innych, a nawet
niektóre dziewczyny były większe od innych. Snape robił się tak tajemniczy i
zgryźliwy, że prawie roztaczał wobec siebie namacalną zaporę mroku, nowa
nauczycielka de Volaille chodziła nieprzystojnie wydekoltowana, a uczniowie
jakby nigdy nic latali nad Zakazanym Lasem i nie mieli z tego tytułu żadnych
nieprzyjemności. Pomona nie wiedziała, co o tym wszystkim sądzić.
- Na tle tego wszystkiego, kto by się
przejmował jakimś mydłem pojawiającym się nie wiadomo skąd? – podsumowała
Sprout.
- Widmo krąży po Hogwarcie – odrzekł
Moody. – Widmo szaleństwa.
Po lekcjach
Harry poszedł na chwilę do dormitorium, aby coś stamtąd zabrać. Kiedy już
znalazł się na miejscu, zupełnie zapomniał, co to miało być. Spojrzał w okno i
zamyślił się. W ostatnim czasie działo się sporo rzeczy trudnych do
wytłumaczenia, a on w dalszym ciągu bardzo intensywnie starał się nie dziwić
niczemu, ale z trudem mu to wychodziło. Jakby nie dość było problemów z
Voldemortem, no i naturalnie z nauką. Harry doszedł do wniosku, że z
dzisiejszej lekcji wróżbiarstwa nie zapamiętał absolutnie nic. Trudno się
dziwić, bo Kasandra Swiftsure przyszła dziś w rozpiętych włosach. Dopiero wtedy
zobaczył, jak bardzo kędzierzawe są w rzeczywistości. Mógłby bez końca nurzać
się w tych bujnych, czarnych falach, wdychając aromatyczną woń wiosennych łąk,
który owiewał każdego, kto by obok Kasandry przeszedł. Na razie jednak się nie
nurzał. Samego go to dziwiło, biorąc pod uwagę, że podczas kluchońskich uczt
zdarzało mu się zupełnie nie okazywać nieśmiałości. Ale Swiftsure miała w sobie
coś, co nie pozwalało Harry’emu podchodzić do niej tak zuchwale. Cenił sobie
sposób, w jaki rozwijała się ich znajomość, jednak…
Odwrócił się
od okna i z zaskoczenia przestał myśleć. W dormitorium był Draco Malfoy. Harry
dał się zaskoczyć. Smok w ostatnich dniach go unikał, nie rzucał się w oczy.
Potter podejrzewał, że ma to jakiś związek z wydarzeniami ostatniej uczty,
jednak za każdym razem, gdy sięgał do nich pamięcią, przypominał sobie, że ma
ciekawsze rzeczy do roboty.
Malfoy
podszedł do niego.
- Słuchaj, Potter – zagaił. –
Muszę z tobą pogadać.
- Znowu śledziłeś Kasandrę? –
Harry spojrzał na niego krzywo.
- Nie, tu chodzi… - Draco nie
dokończył, bo w tym momencie do dormitorium zajrzał Ron Weasley.
- Hej, Draco Malafafon! – darł
się Ron.
- Co jest, Ronie Zwisły?
- Widzę, że gust ci się
troszeczkę zmienił!
- Baka! – zawołał do niego Smok.
– Nachlałeś się i głupoty gadasz.
- Nie wiem, Malfoy, co twój stary
by powiedział, gdyby się dowiedział, jak bliska zażyłość cię łączy z Harrym! –
wykrzyczał Weasley. – Na twoim miejscu spodziewałbym się kolejnego kazania o
honorze śmierciożercy!
- Shut
the fuck up, Ronnie ! Shut the fuck up! – zawołał Draco,
gwałtownie wyprowadzony z równowagi.
- Co się z tobą dzieje? – Ron gwałtownie
podszedł bliżej, nie chciał usłuchać jego polecenia. – Całe życie byłeś
paniczykiem spod znaku „Śmierć szlamom i mugolom!!!!1!1oneoneone1!!”, a od tego
roku udajesz niewiniątko. Nie wiem, jak Harry, ale ja nie kupiłem wersji o
twoim nawróceniu. Wydaje mi się, że kręcisz tutaj jakąś grubszą świnię!
Harry przypomniał
sobie częściowo, co się zdarzyło na ostatniej uczcie. Poszedł w pewnym momencie
okryć sobie nogi w ciemnym pomieszczeniu. Gdy wracał, nagle ktoś z tyłu objął
go ramionami, i Harry poczuł czyjąś osobę przywierającą do jego pleców.
- Wiesz, Potter – rozległ się
szept tuż przy jego uchu. – Czasami człowiek tak się przyzwyczaja do swego przeciwnika,
że już żyć bez niego nie może…
Harry
był wówczas w dobrym nastroju, więc dalej już poszło z górki. Teraz myślał o
tym z pewnym zakłopotaniem.
- Spokojnie, Ron – zwrócił się do
Weasleya. – Ja sam.
- Tylko żeby nie było, że cię nie
ostrzegałem – sarknął Ron i opuścił pomieszczenie.
Potter
ponownie spojrzał na platynowego. Oczy Malfoya biegały niespokojnie.
- Harry, słuchaj – wykrztusił
wreszcie. – Ja już nie wiem, co mam robić, żeby ludzie mi uwierzyli, że nie
chcę mieć nic wspólnego z biznesem Voldemorta. Myślałem, że chociaż ty, po tym…
zdarzeniu, które między nami zaszło…
- Przez te pięć lat zaszło
pomiędzy nami sporo innych rzeczy, niż tylko to… zdarzenie – powiedział surowo
Harry. – Nie możesz się spodziewać, żebym puścił to wszystko w niepamięć.
- Ale… kto mówi o puszczaniu w
niepamięć? – Draco podszedł jeszcze bliżej. – Ja chcę zacząć wszystko od
początku, i wcale nie jestem teraz nietrzeźwy.
- Skąd mam wiedzieć, że mówisz
szczerze? Miałem okazję już poznać, do czego jesteś zdolny.
Malfoy
upadł przed Harrym na kolana.
- Powiedz mi, co mam ci zrobić,
abyś mi wybaczył – powiedział błagalnym tonem i zsunął rękę na spodnie Pottera.
Chociaż
ciało Harry’ego zareagowało entuzjastycznie, umysł był ostrożny. Z Malfoyem
naprawdę dzieje się coś dziwnego. Dawny Draco, nawet, gdyby tylko udawał, nigdy
by się tak nie poniżył. Z drugiej strony, podstępami Slytherin stoi… Złapał
platynowego za bark i podniósł go do pozycji stojącej. Smok najpierw rzucił się
na Pottera, obejmując go, ale opamiętał się i odsunął od niego o krok,
spoglądając rozkojarzonym wzrokiem.
- Zainteresuj się dziewczynami –
doradził Harry życzliwie, bez złośliwości w głosie.
- Jak to? – twarz Malfoya
wyrażała kompletną konsternację. – To znaczy, że ty i ja…
- Raz się przytrafiło –
powiedział Harry. – Jeden raz jeszcze o niczym nie świadczy.
W
oku Dracona pojawiło się coś, co wyglądało jak łza.
- Ale ja… przez całą noc nie
mogłem zasnąć! To mi nie spędza snu z powiek! to znaczy właśnie spędza…
Harry
zmierzwił jego platynową czuprynę.
- Jeżeli będę miał pewność, że
twoja przemiana jest szczera, to możesz liczyć na więcej – oznajmił. – A tymczasem
mówię ci, zainteresuj się dziewczynami. Bywają naprawdę fajne.
- Ale ja mam już wszystkie
dziewczyny poobrażane! – rzekł Malfoy w desperacji. – Z wyjątkiem Pansy
Parkinson, a ona jaka jest, każdy widzi. Właściwie to leci tylko na moją kasę i
powiązania ze śmierciożercami. Założę się, że jest farbowana!
- Spróbuj w Hufflepuffie –
poradził mu Harry. – Nikt go nie traktuje poważnie, ale jak się rozejrzysz, to
na pewno zwrócisz na kogoś uwagę. Zresztą, jako nominalny Krukon, nie zdążyłeś
chyba jeszcze narazić się wszystkim dziewczynom w Ravenclawie?
Draco
westchnął ciężko, trzymając się za czoło. Czuł się bardzo, bardzo zmęczony.
- Czy ja do ciebie przyszedłem po
porady w sprawie podrywu? – zapytał, patrząc mętnym wzrokiem w przestrzeń. –
Zresztą nieważne, na następnej uczcie będzie czas, żeby to jeszcze przedyskutować.
Harry
poczuł mętlik w głowie. Wyglądało na to, że w tym tajemniczym równaniu, którego
wynikiem miała być Kasandra, Draco Malfoy okazał się wyjątkowo kłopotliwym
iksem.
Nastał
wieczór. Cho Chang zamyślona szła korytarzem, wsłuchując się w odgłosy własnych
kroków. Gdy mijała odgałęzienie prowadzące do lochów, jej uwagę przykuła
dziwna, czerwona poświata wydobywająca się zza rogu. Cho nie słyszała trzasku
ognia, więc to raczej nie był pożar, ale postanowiła sprawdzić.
Za
rogiem czerwone światło, wywołujące chorobliwy nastrój, było jeszcze
silniejsze, ale nie zobaczyła, co było jego źródłem. Dostrzegła bowiem dziwną
istotę. Był to osobnik o popielatoszarej skórze i szpiczastych uszach, ubrany w
skórzaną przepaskę biodrową. Przypominał skrzata domowego, ale wielkości
dorosłego mężczyzny. Miał siwe włosy, pomarszczoną cerę i bardzo złowrogi wyraz
twarzy.
Cho
krzyknęła, wzywając pomoc. Drugi raz nie zdążyła. Intruz machnął ręką. Wyleciał
z niej piorun kulisty, trafiając Gryfonkę, która w trzasku wyładowań padła na
posadzkę…
Jezu :D Twoje opowiadanie jest niemożliwe :D Skąd masz takie pomysły? Harry i Malfoy ^^ Cholera chyba muszę wszystko przeczytać ^^
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, www.aksmel.blogspot.com :))
Pomysły? No jakoś tak same przychodzą :D
UsuńA do przeczytania oczywiście zachęcam :)
przeczytalam wszystkie rozdzialy ^^
OdpowiedzUsuńzabawne opowiadanie. tta gryfonka mi sie nie podoba.. naiwni Kluchoni.
pzdr.
Na początek należą mi się baty że tak późno.
OdpowiedzUsuńprzepraszam ale miałam ostatnio sprawy na głowie że zupełnie zapomniałam.
rozdział niesamowicie mi sie podoba.
jest ciekawy i świetnie napisany.
jestem ciekawa co będzie dalej z Cho i kto ją zaatakował.
jak zwykle umiesz budować napięcie.
niecierpliwie oczekuje ciągu dalszego.
Nie przejmuj się, daję zarówno sobie, jak i czytelnikom wystarczająco dużo czasu między jednym rozdziałem a drugim, żeby każdy ze wszystkim zdążył :) O dalszym ciągu Cię oczywiście powiadomię.
UsuńWspominasz o Voldemorcie, ale na razie zdaje się on nie istnieć. Problemy z nim? Jakie niby?
OdpowiedzUsuńDraco zakochanego w Harrym pominę, jak konsekwentnie pomijam relację Harry'ego z Kasandrą. Niech się rozwijają.
Króciutki fragment o Cho był najciekawszy w całym rozdziale. Co to za istota? Czego chce?