Ponad półtora miesiąca później
Harry
siedział na kanapie w pokoju wspólnym Kluchonów, o tej porze jeszcze prawie zupełnie
pustym, i z podnieceniem oczekiwał na przyjście Malfoya. Dopiero poprzedniego dnia
Draco wyszedł od św. Munga, gdzie od grudnia wychodził z traumy spowodowanej
tym, co się zdarzyło w Malfoy Manor.
Wielu innych
uczestników bitwy ze śmierciożercami również trafiło do Munga, ale wyszli
znacznie szybciej, natomiast Draco był zdecydowanie najbardziej poszkodowany i
wymagał najstaranniejszej opieki. Harry często do niego zaglądał, teraz zaś
platynowiec wracał do Hogwartu.
Niedługo po
tym, jak Lukrecja de Volaille oddała życie, aby zgładzić Czarnego Pana, na
miejscu pojawili się aurorzy, których zdążyła zawiadomić, zanim sama
przekroczyła bramę Malfoy Manor. Szybko zabezpieczyli miejsce, ewakuowali
rannych, aresztowali jeszcze żyjących śmierciożerców, wynieśli zwłoki. Szczątki
Voldemorta trafiły podobno do Departamentu Tajemnic, natomiast na pogrzeb
poległych członków Szóstego Domu stawiła się duża część Hogwartu. Profesor de
Volaille pochowano pod prostym marmurowym nagrobkiem, na którym wyryto Order
Merlina I klasy oraz tajemniczą inskrypcję niezrozumiałym pismem.
Powoli sprawy
wracały do normalnego życia. Powoli, ale do przodu. Oczywiście, nie wszystko
mogło być tak jak dawniej, ale…
Harry usłyszał
kroki i odwrócił głowę ku wejściu. To Draco nadchodził, niosąc coś pod pachą,
więc Potter drgnął i rzucił się na jego spotkanie.
- Cześć – Draco cmoknął Harry’ego
w policzek. – Akurat mi się udało wrócić na same walentynki!
I
wręczył Potterowi płaski prostokąt owinięty we wzorzysty papier.
- Chciałem ci kupić jakiś ładny obrazek do
powieszenia w sypialni prefekta, ale nie wyobrażasz sobie, jakim kiczem
ostatnio jest zalana Pokątna - wyjaśnił.
Harry
rozpakował prezent i kopara mu opadła. Na obrazie było widać kłębowisko
ciemnogranatowych, fioletowych i purpurowych chmur, gdzieś w dole słabe światła
małego miasteczka… A wśród tych chmur Potter walczył z Voldemortem, który, nie
wiedzieć czemu, był ubrany na bordowo i trzymał długą czarną laskę. Sam Harry
został przedstawiony z ognistym mieczem, a na przedramionach miał wytatuowane
smoki.
- Co to ma być? – sapnął Złoty
Chłopiec. – Przecież w ogóle nie tak było! Cały czas leżałem pod stertą zwalonego
tynku!
- Heh, to i tak był jeden z mniej
kiczowatych egzemplarzy – zauważył Malfoy. – Co byś powiedział na żywy obraz,
na którym tak mocno walisz Voldemorta w twarz, że mu sztuczna szczęka wylatuje?
- Zaraz, ty mówisz poważnie?
- Z drugiej strony, to i tak
lepsze niż te wszystkie rysunki, które dostaję pocztą od mugolskich fanek.
Niektóre z nich są naprawde pieprzne… - Draco zaczerwienił się. – A najlepsze
jest to, że one, jedna w drugą, myślą, że to ja zawsze jestem na górze!
- Zaraz będziesz – powiedział
Harry. – Na kolana.
Draco
usiadł więc na kolanach Pottera i obaj zaczęli się sycić własną bliskością,
której tyle czasu byli pozbawieni. Harry wtulił twarz w platynowe włosy
ukochanego, jedna z jego dłoni owijała się o kolano Malfoya, a druga gładziła
jego brzuch i klatkę piersiową, wargami łapczywie chwytał jego szyję. Draco
jęczał cicho, dotyk Pottera przyprawiał go o słodki paraliż. Harry miał ochotę
położyć go na kanapie i skończyć to, co zaczęli, dając mu najpiękniejszy
prezent walentynkowy…
- Kartkę przynajmniej mu dałeś? –
odezwał się głos Rona Weasleya.
Chłopcy
gwałtownie oderwali się od pieszczot i stwierdzili, że do pokoju weszli Ron z
Hermioną.
- No właśnie, Draco – uśmiechnął
się zakłopotany Harry. – Byłbym zapomniał…
I
podał Malfoyowi kopertę z czerwoną pieczątką w kształcie serca. Draco spojrzał
na niego z miłością. Tymczasem Ron usiadł na krześle tyłem do przodu, a Granger
usadowiła się na sąsiedniej kanapie.
- Właśnie wynalazłam nowe
zaklęcie – pochwaliła się. – Expeljarmuż.
- No i co robi to zaklęcie? –
zdziwił się Potter. – Czym się różni od zwykłego Expelliarmusa?
- Wytrąca przeciwnikowi z ręki
warzywa lub owoce – wyjaśniła Hermiona.
- Znaczy, może się przydać do
obrony przed napastnikiem uzbrojonym w świeże owoce? – upewnił się Malfoy. – Na
przykład w banana?
- Tak właśnie – uśmiechnęła się
Granger.
- Jesteś genialna! – przyznał
Draco, a Harry spojrzał na niego z zazdrością.
- A wy dostaliście od kogoś
kartki? – zapytał, aby jak najszybciej zmienić temat.
- Od Snape’a – Hermiona
uśmiechnęła się. – Długi list miłosny, złożony w większości z jego użalania się
nad sobą. Ale i tak stał się o wiele sympatyczniejszy, od kiedy mianowali go opiekunem
Kluchonów. Powiadam wam, jeszcze parę miesięcy i przefarbuje się na złoty
blond.
Draco
pochwalił się walentynką, którą dostał od Harry’ego. Zawierała wiersz:
Mój Draku
Chłopaku,
Ty kochaj,
Nie szlochaj,
Na miotle
I w kotle,
Jak pragnę,
To zagnę.
Nagle rozległ
się szloch. Okazało się, że to Ron płakał.
- Co jest, Weasley? – zapytał
Malfoy. – Załamał cię fakt, że Harry lepiej od ciebie imituje księdza Bakę,
chociaż to ty jesteś podobno następcą Beedle’a?
Ron
nie odpowiedział, tylko ze łzami w oczach pokazał przyjaciołom kartkę, zapisaną
czerwonym atramentem i ślicznie pachnącą.
Jeżeli to czytasz, to znaczy, że już przekroczyłam Zasłonę. Wobec tego
nie ma już między nami stosunku służbowego, a więc mogę to w końcu powiedzieć:
zawsze mi się podobałeś. Życzę Ci szczęścia.
Całuję, Lukrecja <3
Zapadło
ciężkie milczenie.
- Cóż, Granger… - odezwał się w
końcu Draco. – Wygląda na to, że od kiedy profesor de Volaille zabrała ze sobą
do grobu wiele tajemnic związanych z Szóstym Domem, ty pozostajesz najbardziej
zorientowanym człowiekiem w temacie.
- Pani profesor wiele mnie
nauczyła – przyznała Hermiona. – Ale wątpię, żeby w najbliższym czasie groziło
nam niebezpieczeństwo ze strony Dagoth Ura. Nie teraz, kiedy Voldemort już nie
żyje.
Malfoy
spojrzał na nią zaintrygowany.
- To wyjaśnij mi jedną rzecz –
powiedział. – Śmierciożercy jakoś się zorientowali, że kiedy jeden z Kluchonów
znajdzie się w opałach, wszyscy inni natychmiast wiedzą, gdzie go szukać.
Założyli mi bransoletę, żeby uniemożliwić ten kontakt. Ale wy i tak
przybyliście. To o co biega?
- Harry jako jedyny poczuł, że
jesteś w niebezpieczeństwie – stwierdziła Granger. – Księgi Klimpfjallu podają,
że więź pomiędzy Kluchonami jest bardzo mocna, ale jeszcze mocniejsza od niej
jest więź prawdziwej miłości.
Słysząc
to, Draco jeszcze raz spojrzał na Pottera i namiętnie go pocałował.
- I dokąd teraz pójdziesz,
Malfoyu? – zapytał Ron. – Malfoy Manor w zasadzie jest twoje.
- Nie chcę tam wracać – Draco
sprzeciwił się od razu. – Kazałem skrzatom zrobić porządek, ale moja noga tam
więcej nie postanie.
- Trudno ci się dziwić –
przyznała Hermiona ze współczuciem.
- Poza tym ciotka Bellatrix jest
gdzieś na wolności i może w każdej chwili wrócić.
- Faktycznie – Ron pokiwał głową.
– Wkrótce po tym, jak zginął Voldemort, uciekła przez okno razem z tym pajacem
w kraciastej szacie.
- Synchroniusz Walruss –
przypomniała Granger. – Szkoda, że uciekł. Jeszcze tego by brakowało, żeby
został nowym Czarnym Panem, ma ku temu odpowiednie ambicje.
- Spokojna głowa, Moody mu wyrobi
papiery – powiedział Harry z nadzieją.
Po
bitwie w Malfoy Manor Korneliusz Knot podał się do dymisji wobec oskarżeń o
nieudolność i zbyt łagodne podejście do śmierciożerców. Nowym ministrem magii
został Alastor Moody, który od razu zapowiedział „niewybaczalność dla
Niewybaczalnych”.
- Jutro wyślę rodzicom paczki do
Azkabanu – stwierdził Draco. – W Miodowym Królestwie dali mi zniżkę dla stałych
klientów.
- To co, wprowadzisz się na
wakacje do mojego wujostwa? – zaproponował Potter.
- Pomyślę – Malfoy wyszczerzył
się drapieżnie. – Z tego, co mi opowiadałeś, ta znajomość może być bardzo
interesująca, muahahahahaha.
Posiedzieli
w pokoju wspólnym jeszcze kilka godzin, a potem wybrali się na spacer po murach
Hogwartu. Kiedy tak spokojnie szli, a lekki zimowy zefir powiewał im w twarz,
nagle podbiegła do nich Pansy Parkinson. Wcisnęła Harry’emu do ręki jakąś
hebanową kasetkę z mosiężnymi okuciami.
- To dla was, na walentynki –
wyjaśniła zarumieniona i odbiegła.
Potter
niepewnie otworzył pudełeczko. W środku, na czerwonej aksamitnej wyściółce,
leżały dwa duże pierścienie. Hermiona poświeciła różdżką i okazało się, że oba
są platynowe, misternie rzeźbione w wyuzdane kłębowisko nagich ludzi.
- Co to jest? – zdziwił się
Harry.
Granger
od razu rozpoznała prezent, który dostali Potter z Draconem.
- To starożytny artefakt – pierścienie
kochanków Bulqize. Jeżeli ludzie mają je na sobie, idąc do łóżka, to wtedy… no…
- Hermiona się zaczerwieniła i spuściła wzrok – nie dość, że wszystko czują
mocniej, to jeszcze każdy z partnerów czuje to samo, co ten drugi.
- Czyli coś w sam raz dla nas –
Draco objął Harry’ego w pasie, oblizując się namiętnie. – Pansy jednak ma głowę
na karku.
- Malfoyu, nie bądź zbereźny – skarcił
go Potter, wyswabadzając się z jego objęć. – Lepiej od razu zaniosę to do
sypialni, bo jest jeszcze wcześnie i kto wie, co ci strzeli do głowy…
Poszedł
więc odnieść pierścienie i schować gdzieś, nie wiem, może pod materacem. Kiedy
już był pod drzwiami sypialni prefektów, nagle na progu zobaczył kartkę z
czerwonym sercem. Co to może być? Podniósł i rozłożył.
Kochany Harry,
Dawno temu wpadłeś mi w oko… Teraz nie mam oka i nie mam problemu!
Cieszę się z Twojego szczęścia z Draconem. Uzdrowiciele mówią, że blizna na pół
twarzy zostanie mi do końca życia. Zapewniam Cię, że moja przyjaźń do Ciebie
też.
Buziaki,
Kasandra
Harry
stał na progu oszołomiony, z hebanową szkatułką w jednej ręce, a kartką od
Kasandry w drugiej. Czyli że ona przeżyła? I nikt mu o tym nie powiedział?
Zdążył przecież Kasandrę już opłakać jako poległą. Wielu widziało, jak pada na
ziemię zakrwawiona, ale nikt nie widział ciała. I na pogrzebie też nikt nie
był…
Potter wszedł
do sypialni i schował pudełko z pierścieniami Bulqize do szuflady w szafce
nocnej. Potem usiadł ciężko na łóżku, nowina wyraźnie go przytłoczyła.
Nie wróciła do
Hogwartu, więc co się z nią dzieje? I kto w takim razie podrzucił list? Cho
Chang? Nie, przecież ona nie jest Kluchonką, nie weszłaby do tej części zamku…
Tajemnice, tajemnice…
Wtedy jego
wzrok pochwycił ostatnie zdanie listu:
PS. Mój ojciec, Syriusz Black, byłby dumny z nas obojga.
Nie
mógł już Harry nic poradzić i popadł w ciężką melancholię. Siedział na łóżku i
wzdychał. Właściwie dlaczego? Przecież z Draconem było mu dobrze, a Kasandrę
traktował jak przyjaciółkę, zresztą ona sama już od dawna wydawała się być z
tym pogodzona. Ale jednak coś musiało być tam w głębi… No i dziewczyna straciła
oko i pół twarzy. Musi to dla niej być prawdziwa tragedia, zwłaszcza, że dawniej
prześladowali ją za wygląd…
Ale
Syriusz Black? O czym jeszcze Harry nie wie?
Wstał,
wyszedł i zamknął za sobą drzwi. Wracał do swoich przyjaciół i do słodkiego
Dracona – wszyscy troje czekali na niego na murach, może marzli. Kto wie, może
i Kasandrę jeszcze przyjdzie mu kiedyś spotkać? Do tej pory żałował jej tak
samo, jak żałował profesor Lukrecji de Volaille, która dała im wszystkim
bogactwo i szczęście, jakiego się nie spodziewali. Jej już nigdy nie zobaczy,
nie będzie miał szansy jej podziękować…
I
w tym momencie przypomniał sobie to, co mu powiedział Neville Longbottom na
przerwie po lekcji obrony przed czarną magią. Wtedy Harry go zlekceważył,
sądząc, że Neville cytuje mu brudnopis swojego najnowszego poematu, ale teraz
słowa kolegi przypomniały mu się z całą ostrością.
Longbottom
twierdził, że kiedy był w poprzedni weekend w Hogsmeade, nieopodal jadłodajni
„GoBlin” widział Lukrecję de Volaille. Było to zupełnie niemożliwe, Neville
widział jej śmierć tak samo jak Harry i obaj przyszli na pogrzeb. Jednak osoba,
którą zobaczył na ulicy, była nie do pomylenia z kimkolwiek innym. Ta pełna
sylwetka, te dwukolorowe włosy, z jednej strony czarne, z drugiej kasztanowe…
Szła pod rękę z wysokim brodaczem w eleganckim ubraniu i z laseczką. Oboje
wyglądali olśniewająco, ale o dziwo nikt z przechodniów nie zwracał na nich
uwagi. Rozmawiali spokojnie i Neville rozpoznał głos byłej opiekunki Szóstego
Domu. Nie dosłyszał, o czym mówili, z ich konwersacji wychwycił tylko dwa
słowa: „Drżące Wyspy”.