sobota, 13 października 2012

Rozdział 3


        Następnego dnia nauka w Hogwarcie zaczęła się jak co roku. Przynależność do Klimpfjallu w żadnym stopniu nie zwalniała Harry’ego i przyjaciół z zajęć. Jednakże zajęcia te były… specyficzne. Na przykład takie eliksiry. Snape wydawał się zupełnie nie w humorze, gdy zapowiadał, co dziś będzie na lekcji.
- Niech nas pan nauczy pędzić bimber – wyrwał się Malfoy.
        Snape spiorunował go wzrokiem, ale sprawiał wrażenie, jakby nie był pewien, czy na pewno dobrze usłyszał. Zresztą Harry też nie był pewien.
- Minus pięćdziesiąt dla Slytherinu – ogłosił Severus.
      Draco uśmiechnął się tryumfalnie. Nie musiał sobie nic robić z punktów karnych dla Slytherinu, bo przecież był Kluchonem. Wszystkie kary i tym podobne przyjemności szły zaś na konto czterech oficjalnie istniejących domów, skoro Klimpfjall pozostawał ściśle tajny. W dodatku Snape najwyraźniej nie skojarzył, że Draco należy teraz do Ravenclawu.
       Eksces „Smoka” był szeroko komentowany na przerwie i spodziewano się, że na  zielarstwie Draco wyskoczy z czymś podobnym, na przykład zaproponuje pewne specyficzne zioło. Jednak Malfoy w obecności Pomony Sprout zachowywał się całkiem poprawnie. Za to dużą wiedzą, przygotowaniem i aktywnością wykazała się Kasandra Swiftsure. Wiadomo, nowa – chce się pokazać.
      Wczoraj, w Ekspresie, Kasandra miała włosy ciasno spięte. Dziś trochę je poluzowała i dzięki temu można było zobaczyć, że są kręcone, bardzo kędzierzawe. W jasnym, wrześniowym świetle wpadającym przez okno, wydawały się przybierać wręcz odcień ciemnego fioletu. Harry, przypatrując się nowej koleżance, zauważył także, iż na jej podbródku znajdują się dyskretne pasemka jaśniejszej skóry, jakby blizny. Nie odbierało jej to uroku, wcale a wcale.
     Na transmutacji również Swiftsure wiodła prym. Wszystko łapała w lot, znajdując się w centrum zainteresowania klasy. McGonnagal stawiała ją za wzór, że tak oto się powinno podchodzić do transmutacji. Harry poczuł się poważnie zaniepokojony; czyżby miał stracić prestiż na rzecz nowej? W sumie bezsensowna obawa, bycie Złotym Chłopcem to jednak było coś nie do przeskoczenia, ale… W ogóle dziwne rzeczy się dzieją.
       Na którejś przerwie Draco podszedł do Kasandry. Towarzyszyli mu Crabbe, Goyle i jeszcze jacyś dwaj Ślizgoni.
- Dobra, ślicznotko – powiedział, patrząc na nią bezlitośnie swymi stalowymi oczyma. – Bardzo mnie interesuje, coś ty za jedna.
- Kasandra Swiftsure, do usług – przedstawiła się nowa, a jej ton dawał do zrozumienia, że nie jest jej miło ich poznać.
- Dobra, dobra – Malfoy wpatrywał się w nią, był chyba lekko spięty. – Chodzi mi o to, skąd się tutaj wzięłaś.
- Z Durmstrangu – powiedziała Kasandra. – Nie mówiłam?
            Draco zakląskał z niezadowoleniem.
- Bujać to my, a nie nas – stwierdził. – Pierwszy dzień w szkole i już transmutujesz nie gorzej od samej Minerwy. Nie masz czasem pod ręką klucza wiolinowego, nudge nudge?
- Ja… nie wiem, o czym ty mówisz.
- Niee? – Malfoy ewidentnie nie wierzył w jej tłumaczenia. – A te szlamy… tfu, szramy na brodzie to może od wyjadania ananasa prosto z puszki?
- Zostaw mnie – Swiftsure próbowała odejść, ale Goyle zastąpił jej drogę.
- Dobry Goyle, dobry – powiedział Draco pod nosem, po czym ponownie zwrócił się do Kasandry. – No więc powiadasz, że jesteś z Durmstrangu. Bardzo możliwe. A naprawdę? Powiesz mi, czy raczej wolisz uzupełnić swoją kolekcję blizn o nowe okazy?
       Crabbe zarechotał, ale w tym samym momencie Harry z Ronem wkroczyli między Kasandrę a bandę Platynowego.
- Co ty wyprawiasz, Malfoy? – Ron spojrzał na niego z nienawiścią. – Rozumiem, że dużo się zmieniło po wakacjach, ale tobie chyba już kompletnie wali na łeb! Znaczy, zawsze byłeś tchórzliwym, a nawet tchórzofretliwym mobberem, ale żeby już pierwszego dnia…
         Draco, chociaż miał przy sobie czterech ślizgońskich bycusiów, wyraźnie stracił rezon.
- Słuchaj, Potter – zwrócił się do Harry’ego, jakby Weasley był niegodny rozmawiać z jaśnie panem Malfoyem. – Nie wiem, kim ona jest i czego tu chciała, ale będą jeszcze przez nią kłopoty. Nie widzisz, że to wszystko jest częścią jakiegoś szerszego planu?
      Odwrócił się na pięcie i odszedł, nie czekając na swoją „gwardię”. W głębi korytarza gadał o czymś z Zabinim, zawzięcie gestykulując.

      Wieczorem wszyscy Kluchoni zostali wezwani do jednej z sal. Miał się odbyć obrzęd przyjęcia do Klimpfjallu.
       Profesor de Volaille stała na środku pomieszczenia, którego głąb skrywały ciemności, i uśmiechała się szeroko do wchodzących uczniów. Harry nie mógł zignorować faktu, że opiekunka Szóstego Domu ubrana była w szatę z mocno wyciętym dekoltem – i trzeba przyznać, że miała sporo do pokazania. Dziwił się, że w ogóle pozwala jej się w Hogwarcie na taki strój. Nowa moda w Ministerstwie, ani chybi.
Obok stał Murtaza az-Zahari, prezentujący się nadzwyczaj przystojnie w mundurku Hogwartu, ale w rzadko spotykanych, czarno-srebrnych barwach. Niektóre uczennice z podziwem spoglądały w jego czarne oczy, on sam zaś mierzył nimi kartkę, na której miał jakiś wykaz.
- Witam was, drodzy Kluchoni – powiedziała Lukrecja de Volaille. – Chociaż tak naprawdę nie jesteście jeszcze w pełni adeptami Szóstego Domu. Aby się nimi stać, musicie przejść obrzęd…
       Wszyscy patrzyli na nią w skupieniu, jedni – nie mogąc się doczekać, na czym ten obrzęd ma polegać, drudzy – zafascynowani jej strojem i dwukolorowymi włosami.
- W tym celu musicie… – profesor zrobiła znaczącą pauzę – zjeść budyń waniliowy!
      Za nauczycielką rozbłysło magiczne światło, ukazując szeroki stół, cały zastawiony czarkami budyniu.
- Potter – odczytał az-Zahari.
Harry zdumiał się, że nie wywołują według alfabetu. Właściwie był już zmęczony tym ciągłym dziwieniem się. W sumie nie ma co, bo Hagrid przecież zapowiadał, że idzie nowe… Podszedł do de Volaille, która uśmiechała się niezwykle sympatycznie i trzymała salaterkę.
- Aby wejść do Szóstego Domu, musisz przezwyciężyć to, czego nie przezwyciężałeś jako Gryfon – powiedziała uroczyście, po czym wyrzuciła budyń z czarki sobie na dekolt.
       Harry popatrzył jej w oczy, potem znowu na budyń, potem znów w oczy.
- Pośpiesz się, Potter – ponagliła go. – Nie może spłynąć na ubranie.
        W takiej sytuacji Harry bez zwłoki zabrał się do jedzenia. Musiał zebrać cały budyń, co nie było łatwe, bo część już płynęła przedziałkiem. Trzeba było działać szybko. Czuł, jak pod jego językiem tworzy się gęsia skórka, słyszał przyspieszony oddech Lukrecji de Vollaile i coś, co może było westchnieniami, a może przełykaniem śliny. Starał się za bardzo o tym nie myśleć i skupić się na zadaniu. Ciekawe, czy dziewczyny też będą przez to przechodzić?
       Wreszcie posiłek się zakończył. De Vollaile podniosła głowę Harry’ego i spojrzała na niego, cały czas się uśmiechając. Murtaza odprowadził Pottera na bok i uścisnął jego dłoń.
- Gratulacje – powiedział. – Od tej pory jesteś pełnoprawnym Kluchonem.
      Tymczasem kolejni uczniowie przechodzili przez ten sam obrzęd. Malfoy i Justin Finch-Fletchley szybko sobie poradzili. Ron trochę zmarudził, ale i on wkrótce dołączył do „pasowanych”. Harry patrzył w podłogę, lekko zawstydzony, ale uświadomił sobie, że przecież wszyscy inni robili to samo. Przez to zawstydzenie nie zwrócił uwagi, czy dziewczyny rzeczywiście musiały jeść budyń z dekoltu Lukrecji de Volaille. Zauważył za to, że Neville Longbottom dopuścił, aby budyń zsunął się na jej bluzkę, i za karę musiał powtórzyć cały rytuał. Cztery razy.
Kiedy już wszyscy zakończyli obrzęd przejścia, a na stole wznosiły się kolumny zużytych salaterek, profesor de Volaille odwróciła się do świeżo upieczonych Kluchonów.
- Witajcie w Klimpfjallu, Szóstym Domu, w domu bezgranicznego hedonizmu i niczym nieskrępowanej deboszerii. Tajemnica wspólnego występku trzyma nas razem.

2 komentarze:

  1. Malfoy stracił rezon przez Rona? Chyba żartujesz. Różne rzeczy mogę przełknąć, ale nie to - normalnie olałby słowa Rona. Albo przywaliłby i jemu.
    Tak, ceremonia wstąpienia rzeczywiście niesamowita... Idealnie pasuje do hedonizmu. Tylki i mnie ciekawi, czy dziewczyny przechodziły rytuał w ten sam sposób.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1) To nie jest jedyna dziwna rzecz, która tu się dzieje z charakterem Malfoya.
      2) Rytuał w wersji dla dziewczyn pozostawiam wyobraźni Czytelników.

      Usuń